Kilka dni później, Mary zebrała się na odwagę, żeby iść i ponownie zobaczyć się z Harry’m. Powinna być silna, nie była jedyną osobą przechodzącą przez to bagno, nie zasłużyła na to, żeby móc być smutną. Ale prawda była taka, że to nie powstrzymywało jej od emocjonalnego załamywania się w każdej cholernej godzinie, która upływała.
- Przykro mi. – pielęgniarka podniosła wzrok na Mary. – Odwiedziny skończone. Tylko członkowie rodziny mogą go widzieć.
- Proszę. – wyszeptała Mary. – Pozwól mi się z nim zobaczyć. Nie mamy nic do stracenia. – zamrugała gwałtownie, aby powstrzymać się od płaczu.
Pielęgniarka westchnęła i uśmiechnęła się smutno.
- Idź. Powiem doktorowi Johnsonowi, że przyszłaś go odwiedzić.
Mary rozpaczliwie skinęła głową i ruszyła korytarzem do pokoju C13. Harry, jak zawsze leżał na łóżku, blady, rozbity i ledwo trzymający się życia.
- Kto tam? – zapytał Harry. Próbował usiąść i ostro zaczerpnąć powietrza, ale zamiast tego opadł z powrotem na materac.
- To ja.
- Mary Lou. – westchnął, rozpościerając ramiona. – Jak się masz?
- To nie o mnie powinniśmy rozmawiać. Czujesz się lepiej, prawda? – tak jak zawsze usiadła w nogach jego łóżka, kładąc dłoń na jego kończynie.
- Wiesz, że nie ma sensu mnie o to pytać, prawda? To jest… Ja jestem skończony, okay? Gra skończona. To koniec.
- Ja nie… Nie chcę w to wierzyć. – Mary przełknęła ślinę i podniosła palce do oczu, desperacko próbując pozbyć się łez.
- Ale to prawda! – krzyknął Harry łamiącym się głosem. – Nie widzę sensu w dawaniu ci fałszywej nadziei; Proszę Mary Lou, nie niszcz siebie przez myślenie, że będzie ze mną lepiej.
I cóż, Mary nie była głupia. Była w pełni świadoma, że Harry umiera dosłownie na jej oczach i wiedziała, że nie ma dla niego żadnej nadziei.
Ale wiedziała też o jednej rzeczy, dotyczącej nadziei: dawała ci ona uczucie spokoju i szczęścia, tylko po to, żeby później pociągnąć cię w dół i roztrzaskać twoją duszę na drobne kawałeczki.
- Gdzie jest twoja rodzina? – zapytała Mary zachrypniętym głosem.
- Oni… nie żyją. Myślę, że moja siostra jest gdzieś w Francji. Nie mogła tego udźwignąć.
- Wiesz, że nie przestanę cię odwiedzać? – zapewniła go Mary, ściskając jego kościstą nogę.
- Obiecujesz? – zapytał. Jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała w zastraszająco wolnym tempie.
- Obiecuję.
- Przykro mi. – pielęgniarka podniosła wzrok na Mary. – Odwiedziny skończone. Tylko członkowie rodziny mogą go widzieć.
- Proszę. – wyszeptała Mary. – Pozwól mi się z nim zobaczyć. Nie mamy nic do stracenia. – zamrugała gwałtownie, aby powstrzymać się od płaczu.
Pielęgniarka westchnęła i uśmiechnęła się smutno.
- Idź. Powiem doktorowi Johnsonowi, że przyszłaś go odwiedzić.
Mary rozpaczliwie skinęła głową i ruszyła korytarzem do pokoju C13. Harry, jak zawsze leżał na łóżku, blady, rozbity i ledwo trzymający się życia.
- Kto tam? – zapytał Harry. Próbował usiąść i ostro zaczerpnąć powietrza, ale zamiast tego opadł z powrotem na materac.
- To ja.
- Mary Lou. – westchnął, rozpościerając ramiona. – Jak się masz?
- To nie o mnie powinniśmy rozmawiać. Czujesz się lepiej, prawda? – tak jak zawsze usiadła w nogach jego łóżka, kładąc dłoń na jego kończynie.
- Wiesz, że nie ma sensu mnie o to pytać, prawda? To jest… Ja jestem skończony, okay? Gra skończona. To koniec.
- Ja nie… Nie chcę w to wierzyć. – Mary przełknęła ślinę i podniosła palce do oczu, desperacko próbując pozbyć się łez.
- Ale to prawda! – krzyknął Harry łamiącym się głosem. – Nie widzę sensu w dawaniu ci fałszywej nadziei; Proszę Mary Lou, nie niszcz siebie przez myślenie, że będzie ze mną lepiej.
I cóż, Mary nie była głupia. Była w pełni świadoma, że Harry umiera dosłownie na jej oczach i wiedziała, że nie ma dla niego żadnej nadziei.
Ale wiedziała też o jednej rzeczy, dotyczącej nadziei: dawała ci ona uczucie spokoju i szczęścia, tylko po to, żeby później pociągnąć cię w dół i roztrzaskać twoją duszę na drobne kawałeczki.
- Gdzie jest twoja rodzina? – zapytała Mary zachrypniętym głosem.
- Oni… nie żyją. Myślę, że moja siostra jest gdzieś w Francji. Nie mogła tego udźwignąć.
- Wiesz, że nie przestanę cię odwiedzać? – zapewniła go Mary, ściskając jego kościstą nogę.
- Obiecujesz? – zapytał. Jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała w zastraszająco wolnym tempie.
- Obiecuję.
On nie może umrzeć ;____;
OdpowiedzUsuńProsze niech on nie umrze! ;(((( CUDOWNE FF! ♥
OdpowiedzUsuńON
OdpowiedzUsuńNIE
MOŻE
UMRZEĆ
KURWA!
NO
HAROLD!
boze to takie smutne
OdpowiedzUsuńOMG!!1 On nie może umrzeć!!!!!!! Nie może mi tego zrobić!!!!!! Dlaczego ja?!?!?!
OdpowiedzUsuńTo jest najsmutniejsze opowiadanie jakie czytam/ czytałam :(
OdpowiedzUsuńHarry nie może umrzeć!!!
Bardzo śmieszne, ha ha ha. Jak nam tu uśmiercisz głównego bohatera to Cię znajdę i uduszę. Chcesz mieć nas na sumieniu? Przez Ciebie zawału doastaniemy no! >.<
OdpowiedzUsuńPowino być jakieś ostrzeżenie " bardzo smutne ff ". Przez nie mam ochotę płakać. Nie napiszę że nie może umrzeć, bo ... chyba wszyscy wiedzą że nie może.
OdpowiedzUsuńBoze Harry nie moze umrzec, serio. To takie smutne, ze juz od 7 rozdzialu jest watek choroby, potem smierci ;( Wspanialy ff, wyciska lyz jak cholera, dziekuje, ze tlumaczysz xx
OdpowiedzUsuńJejuuuuuu, tak mocno płaczę, zaraz się rozpadnę na kawałeczki.
OdpowiedzUsuńJak on umrze to ja umrę razem z nim, za bardzo ich pokochałam.
Harry, przeżyj! Dla Mary Lou!
Naprawdę zaraz sobie coś zrobię.
Kocham Cię skarbie i dziękuję <3
@mysweetloouis
tak to ja powracająca. To FF zbyt mnie fascynuje....cholera, a obiecalam sobe że nie będę czytać bo nie chce płakać. Nich z tego. Nie potrafię wytrzymać. KOCHAM GO
OdpowiedzUsuńALE nie chcę SAD endu.